G
Słów kilka w sprawie grupy facetów chcę tu wyglosić
D
lecz zacząć muszę nie od konkretów, lecz od przeprosin.
Skruszon szalenie o przebaczenie pokornie proszę,
G
że troszkę pieprzna będzie balladka, którą wygłoszę,
C
lecz mam nadzieję, że choć się w słowie tutaj nie
G A D G
pieszczę, to wybaczycie mi to, Panowie, raz jeden jeszcze.
G
A więc: faceci wokół się snują co są już tacy,
D
Że czego dotkną, zaraz zepsują. W domu czy w pracy
gapią się w sufit, wodzą po gzymsie wzrokiem niemiłym.
G
Na niskich czołach maluje im się straszny wysiłek,
C
bo jedna myśl im chodzi po głowie, którą tak
G A D G
streszczę: „Co by tu jeszcze spieprzyc, Panowie? Co by tu jeszcze?”
G
Czasem facetów, by mieć to z głowy, ktoś tam przerzuci
D
do jakiejś sprawy, co jest na oko nie do popsucia…
Już się prężą mózgów szeregi, wzrok się pali,
G
już widzimy, żeśmy kolegi nie doceniali.
C G
A oni myślą w ciszy domowej czy w mózgów treście:
A D G
„Co by tu jeszcze spieprzyc, Panowie? Co by tu jeszcze?”
G
Lecz choć im wszystko jak z płatka idzie – sprawnie i krótko,
D
czasem faceci, gdy nikt nie widzi westchną cichutko.
Bo mając tyle twórczych pomysłów, takie zdolności,
G
martwią się, by im czasem nie przyszło tkwić w bezczynności.
C G
A brak wciąż wróżki, która nam powie w widzeniu wieszczem:
A D G
„Jak długo można pieprzyć, Panowie? No jak długo jeszcze?!”
G
Pozwólcie proszę, że do konkretów przejdę na koniec.
D
Okażmy serce dla tych facetów, zewrzyjmy dłonie, weźmy się w kupę,
bo w tym jest sedno, drodzy rodacy by się faceci
G
czuli potrzebni w domu i w pracy.
C
Niechaj ta myśl im wzrok rozpromienia,
G
niech zatrą ręce,
A D G
że tyle jeszcze jest do spieprzenia, a będzie więcej.